Monika Rak: Poznałyśmy się na Europejskiej Konferencji Lesbijek* w Kijowie w 2019 roku. Zaciekawiło mnie, że mieszkasz od kilku lat w Czechach. Jak to się stało, że tu się znalazłaś? Wybór czy konieczność?
Frídka Belinfantová: Sama sobie zadaję to pytanie, na ile był to świadomy wybór, a w jakiej mierze zrządzenie losu czy też coś, co nazwałabym migracyjną podświadomością. Kiedy myślałam o swoich korzeniach, uświadomiłam sobie, że wyjazdy zdarzały się często w mojej rodzinie, w różnych pokoleniach, więc może po prostu podążam za tą tradycją. Emigracja zresztą to część nie tylko mojej rodzinnej historii, ale też jest wpisana w polskość.
AM: W naszej kulturze to często wynik przymusu politycznego – powstania w XIX wieku, II wojna światowa, PRL, stan wojenny… Ale to także przymus ekonomiczny, jak choćby dwumilionowa emigracja po 2005 roku, po wejściu do Unii Europejskiej.
FB: Ja właśnie jestem eurosierotą.Jeden z moich rodziców wyjechał za granicę właśnie po 2005 roku.
AM: Powiedz, skąd pomysł by przenieść się do Czech?
FB: Interesowałam się Czechami. Ciekawił mnie ten kraj. Różnimy się, choć jesteśmy sąsiadami i mamy wspólne doświadczenie poprzedniego reżimu. Fascynowała mnie wizja liberalnego społeczeństwa. Spakowałam walizki i podążyłam za wizerunkiem Czech, który spopularyzował Mariusz Szczygieł – ateistycznych, otwartych, lepiej zorganizowanych socjalnie. Chciałam sprawdzić, czy te opinie są prawdziwe i jak się żyje w takim kraju.
MR: Jednak wybór Czech zaskakuje, zwykle wyjeżdżamy na Zachód.
FB: Wiedziałam, że jeśli miałabym emigrować, to do tej części Europy, która jest mi bliska i czuję się w niej jak w domu. Czechy wydawały mi się krajem o mentalności progresywnej. Miałam dość polskiego zaduchu homofobii, wpływu kleru na społeczeństwo i politykę. Znaczenie miał też fakt, że rynek pracy jest tu inny, śmieciówki nie są tak częste jak Polsce.
AM: Kiedy wyjechałaś?
FB: Po studiach, ale wcześniej uczyłam się języka i planowałam wyjazd. Wybrałam Pragę i jestem tu już parę ładnych lat.
AM: Jak tu się czujesz?
FB: Dobrze, to jest mój dom, ale bywały ciężkie chwile, kiedy czułam się wykorzeniona, rzadko, ale jednak. Zdarzało się, że nie czułam już bliskiego związku z Polską, może poza więziami rodzinnymi i paroma przyjaźniami, a jednocześnie czułam wyobcowanie w Czechach. Nie lubię generalizacji i przypisywania konkretnych cech narodom, ale odnoszę wrażenie, że Czeszki i Czesi są dość zamknięte_ci, czuje się dystans. Musiałam spędzić tu kilka lat, żeby dostać zaproszenie na domówkę. [śmiech] Nawet w klimatach aktywistycznych nie jest łatwo się odnaleźć nowym osobom. I to nie jest tylko moje doświadczenie. Czasem zdarzały mi się z tego powodu kryzysy.
AM: Miało to coś wspólnego z Twoją orientacją?
FB: Raczej z pewnym poczuciem inności, bycia mniejszością w mniejszości i z migracyjną częścią mojej tożsamości.
AM: A autowałaś się w Polsce czy Czechach?
FB: Na różnych etapach mojego lesbijstwa byłam wyautowana albo nie. Zanim poznałam queerowe osoby, to zakochiwałam się w heteroseksualnych koleżankach. Taka klasyka. [śmiech] Gdy miałam 17 lat przechodziłam etap pielęgnowania swojej orientacji – zaczęłam od wstydu, skończyłam na dumie. Manifestowałam to kim jestem. Z dziewczyną chodziłyśmy za rękę po parku, całowałyśmy się. Spotykały nas docinki, obraźliwe słowa, ale na szczęście nie było fizycznej przemocy. Byłyśmy jawne dla rodziny mojej dziewczyny, moja nie wiedziała nic. Pochodziłyśmy z różnych miast, ona z większego, ja ze średniej wielkości, liczącego około 100 tysięcy mieszkańców. W szkole wszyscy wiedzieli o mojej tożsamości, inni znajomi również. Przed matką zostałam wyautowana przez osobę trzecią, bez mojej świadomości i zgody. Spotkałam się z odrzuceniem, a mama argumentowała swoje zachowanie religią. Od tamtej pory jeszcze mocniej czułam, że jest mi duszno, potrzebuję wolności. Przyczyną była nie tylko orientacja, ale chęć życia po swojemu, poza sztywnymi schematami i patriarchatem, który znałam z domu.
AM: Co zrobiłaś?
FB: W końcu uciekłam z mojego miasta na studia. Mogłam odetchnąć, ale nie byłam już taka otwarta, zwłaszcza że nowa dziewczyna ukrywała się, więc nie okazywałyśmy sobie uczuć publicznie. Nie chodziłam na parady, manifestacje, ale nie rezygnowałam z imprez lesbijskich. Ze względu na te doświadczenia myślałam, że w Czechach będzie lepiej, jawniej, bez strachu.
AM: Jest lepiej?
FB: Długo nosiłam wewnętrzny strach, mimowolnie zakodowany w Polsce. Trochę trwało, zanim zaczęłam jawnie pokazywać się na ulicach z dziewczyną, obawiałam się reakcji otoczenia. Paradoksalnie w Czechach zdarzyło mi się więcej incydentów na tle homofobicznym niż w Polsce. Nawet groziło nam z dziewczyną pobicie. Ale raz udało nam się spłoszyć kiboli, którzy chcieli napaść na grupkę osób wracających z queer imprezy. Oczywiście w stosunku do stopnia jawności w jakim tu żyję, to margines. Muszę jednak przyznać, że po paru latach zrewidowałam swoje pierwotne wyobrażenie o tym kraju, a konkretnie mówiąc o otwarciu i czeskiej tolerancyjności. Owszem, tematy LGBTQ+ nie wywołują tylu emocji i hejtu co w Polsce, ale nie przypisywałabym tego uświadomionej otwartości na różnorodność czy ciekawości, by poznawać innych. Jest to raczej wynik braku zainteresowania heteronormatywnej społeczności. Za rzekomym liberalizmem skrywa się podejście: wszystko mi jedno, lecz kiedy tylko zaczniemy się głośniej odzywać, walcząc o swoje prawa i emancypację, stajemy się nagle niewygodni, roszczeniowi. Oczywiście w porównaniu do sytuacji w Polsce można stwierdzić, że tu niewiele się dzieje.
AM: Nuda. [śmiech]
FB: Czasem przychodzą myśli, że może powinnam zostać i walczyć w Polsce. To pragnienie wzmogło się, gdy widziałam na przykład Czarny Protest czy pierwszy Marsz Równości w moim rodzinnym mieście.
AM: Wirus aktywizmu? [śmiech]
FB: Zawsze miałam w sobie bunt, nawet gdybym nie była lesbijką, byłabym aktywistką. Ale nie wracam, tutaj czuję się dobrze. Chcę wspierać ważne dla mnie sprawy w Czechach i w Polsce – bywając na demonstracjach w Polsce albo organizując je tutaj, jak na przykład Czarny Protest w Pradze.
MR: Pamiętasz swój aktywistyczny pierwszy raz?
FB: Pamiętam. W 2005 roku w moim mieście rodzinnym była manifestacja solidaryzująca się z Paradą Równości, której zakazał Lech Kaczyński. Zebrało się parę osób, ale więcej ultraprawicowych przeciwników, ultrasów, którzy mieli wyćwiczone na stadionach gardła. Zagłuszyli tęczowy wiec. Ja też tam byłam, stałam pomiędzy i krzyczałam na kiboli. Nie chciałam jawnie przyłączyć się do tęczowych flag, wiedziałam, że będą robić zdjęcia. To była właśnie moja pierwsza próba aktywistycznego zaangażowania.
MR: To się nie rozwinęło w Polsce?
FB: Nie. Gdy przeniosłam się na studia do większego miasta, wiodłam raczej mieszczańskie życie, nie było tu tęczowych imprez. Nie interesowałam się aktywizmem, wiedziałam, że jest w mieście queer stowarzyszenie, ale tylko je śledziłam z daleka. Później, w Warszawie, zaczęłam intensywnie chodzić na imprezy do Glamu czy organizowane przez Twin Heart. Bywałam na otwartych spotkaniach w Lambdzie Warszawa, ale nie zaangażowałam się.
AM: A kiedy zajęłaś się aktywizmem na poważnie?
FB: Mój pierwszy Pride był dopiero w Pradze.Tu poczułam się wolna. W Polsce bałam się, że rodzina się dowie. Te wszystkie aparaty fotograficzne i kamery… Czułam, że uczestniczenie w paradzie to przywilej dla tych, którzy mogą sobie pozwolić na wyautowanie się.
AM: Musimy więc zapytać o coming out.
FB: Są we mnie ambiwalentne odczucia. Z jednej strony zazdroszczę znajomym, które_którzy to mają za sobą i wciąż pozostają w dobrych relacjach z bliskimi. Ale to właśnie te dobre relacje, bliskość emocjonalna i poczucie bezpieczeństwa ze strony rodziny nie z wyboru, tworzą dobry grunt pod coming out. Bez nich jest ciężko. U mnie jest jeszcze dodatkowe brzemię psychiczne, wynikające z wychowania w konserwatywnym, homofobicznym środowisku, gdzie w relacjach panuje chłód, brak zaufania i ciągła gra na obowiązkową heteronormę. Trzeba pamiętać, że w latach nastoletnich, taka decyzja może grozić wyrzuceniem z domu. Dlatego, dopóki mieszkałam z rodzicami, milczałam w tej sprawie. Potem bałam się, że nie będą mi pomagać finansowo na studiach. Teraz, gdy jestem już samodzielna i żyję za granicą, wszystkie te argumenty są nieaktualne, ale wciąż się nie zdecydowałam.
AM: Myślisz, że to się może nigdy nie wydarzyć?
FB: Mam tego świadomość. Jak mówiłam, jestem rozdarta. Z jednej strony czytam o cudownych coming outach, że ktoś się uwolnił i poczuł ulgę. Też to czułam, gdy powiedziałam o sobie znajomym, czy przestałam ukrywać kim jestem w pracy. Rozumiem także, że im więcej nas będzie widocznych, tym lepiej. Będziemy zmieniać społeczeństwo. Z drugiej strony nie powinno być presji. Outing tak, ale nie za każdą cenę. Nie wtedy, kiedy grozi to traumą rodzinną albo naraża się zdrowie psychiczne lub fizyczne. Tą presją outowania nie pomagamy sobie.
MR: Dziewczyny często mówią o relacjach rodzinnych, które blokują ich coming outy. Co jest istotą tego lęku?
FB: W moim przypadku to sprzeczność. I głęboko zakorzeniona potrzeba miłości. Ja pragnęłam bliskich uczuć od rodziców, nie dostałam ich tyle, ile chciałam, a moja orientacja jeszcze bardziej tę potrzebę odcina. Ten kontakt z rodziną nie z wyboru, pomimo tego, że nie jest najlepszy, jest mi potrzebny. Nie chcę z niego zupełnie zrezygnować. Waham się więc między lękiem przed utratą rodziny, a chęcią życia w prawdzie.
MR: Mimo tylu wątpliwości obracasz się teraz w queerowym środowisku. Jak tu trafiłaś?
FB: Przez aplikację randkową. Chciałam tą drogą wejść w środowisko, poznać dziewczyny, kluby, ogólnie się zorientować. Pierwszy był portal Igirls, podobny do Kobiety Kobietom. Dzięki niemu zaczęłam robić dogłębny reserch. Dowiedziałam się, że od dłuższego czasu istnieje klub lesbijski Jampa Dampa. Prowadzi go para dziewczyn, a didżejem jest facet. Trochę szkoda, bo po pierwsze gra straszną muzykę – latino albo kiczowate, popowe hity, a po drugie są w Pradze didżejki, które tworzą muzykę na dobrym poziomie. Właścicielki baru starają się jakoś to lesbijskie życie rozrywkowe animować. Dla mnie jest ważne, że to miejsce istnieje, ale mam wobec niego ambiwalentne uczucia. Sympatyczne jest to, że to klub dla butch. Nawet zanim tam poszłam znajome ostrzegały mnie, że tam dochodzi do bójek, a przy barze siedzą dziewczyny w koszulach flanelowych i krótkich włosach. Taki stereotyp – butch równa się agresja.
MR: Wspaniale. Jadę do Pragi. [śmiech]
FB: Zapewniam, że nigdy mi się tam nic złego nie stało i nie widziałam tych legendarnych bójek. [śmiech] Chcę tam chodzić, bo to jest klimat lesbijski. Wspieram je finansowo, bo jak klub zniknie, to nie będzie żadnego już lesbijskiego miejsca w Pradze.
AM: To jawne miejsce, jak rozumiem.
FB: Na zewnątrz budynku nie ma żadnej tęczowej flagi czy symbolu. Choć na stronie internetowej jasno jest napisane, że to klub dla dziewczyn kochających dziewczyny. Chodzą tam butch, ale też przygodne osoby, turystki_ści. To z powodu popularnej lokalizacji w centrum miasta.
AM: Są inne les-miejsca?
FB: Kiedyś była kawiarnia Sapfo, dla lesbijek, ale gościniami były głównie znajome prowadzących. Długo się nie utrzymała. Zastanawiałyśmy się ze znajomymi lesbijkami, dlaczego tak się dzieje. Wydaje mi się, że przyczyną są kwestie finansowe, ale nie tylko. Z rozmów z uczestniczkami wydarzeń, które organizowałyśmy w ramach lesbijskiej inicjatywy, okazało się, że dziewczyny nie mają potrzeby stricte lesbjskich klubów. Słyszałam od nich: bądźmy otwarte, szukajmy różnorodności, nie ograniczajmy się tylko do dziewczęcych wydarzeń. Tak jakby to było coś złego.
MR: Gdy jednak te same lesbijki szukają partnerek, mają pretensje, że nie ma lesbijskich miejsc i wydarzeń. Czasem randkowe aplikacje nie wystarczają.
FB: Zgadzam się. Tutejsze lesbijki chodzą głównie na imprezy lub wydarzenia, gdzie mogą poznać potencjalne partnerki, ale poza tym nie angażują się zbytnio.
MR: Opowiedz o imprezach w Czechach. Jak wyglądają?
FB: Będę mówić pragocentrycznie, o tym mieście mam największą wiedzę. W ogóle muszę zaznaczyć, że lesbijki w Pradze skupiają się wokół imprez muzycznych. Istnieje kilka cyklicznych wydarzeń. Zacznę od Freedom Night, które organizowane są od 2004 roku, raz w miesiącu. To długo, bo w większości lesbijskie inicjatywy są prowadzone przez zaprzyjaźnione osoby lub pary, więc wystarczy, że ktoś się pokłóci, ktoś się zakocha i fajna inicjatywa się kończy. Akurat Freedom Night przez długie lata organizowały siostry bliźniaczki – czeskie Tegan i Sara. [śmiech] Co by wyjaśniało, dlaczego Fridomka, jak się tę imprezę pieszczotliwie nazywa w lesbijskim żargonie, przetrwała.
MR: Skąd my to znamy!
FB: Na te imprezy chodzą głównie nastoletnie lesbijki. Raz w roku organizatorki przygotowują konkurs na lesbijską miss, niestety w dużej mierze kopiują heteromormatywne schematy. Chociaż dużo zależy od osobowości uczestniczek. Zdarzały się występy w duchu ciałopozytywności, jeden raz wygrała osoba trans. Niedawno były występy drag queen.
MR: A drag kingi?
FB: W Czechach niestety nie ma takiej tradycji. Podobno kiedyś ktoś się pojawił na bardzo alternatywnym festiwalu. Widać różnicę między Polską a Czechami, które są małym krajem, jest mniej inicjatyw, mniej ludzi się angażuje. Czasami tęsknie spoglądam na Polskę, na dużą liczbę i różnorodność inicjatyw, ale to oczywiste, że im bardziej homofobiczny kraj, tym ludzie bardziej się mobilizują.
AM: Wolałybyśmy się nie mobilizować z powodu homofobii. Ale wróćmy do imprez.
FB: Była też impreza Meotar, na którą organizatorki zapraszały didżejki lesbijki, grające muzykę alternatywną, elektro. Nie uciekały od zaangażowania, wydarzenia były skierowane do lesbijek i feministek. Bardzo lubiłam na nie chodzić, ale niestety ostatnio okazało się, że ich nie będzie. Z powodów, o których mówiłam, nieporozumień.
AM: Zawsze szkoda, że osobiste relacje niszczą fajne inicjatywy. Trwałość to siła organizacji czy instytucji.
FB: Szczególnie szkoda, że pustka szybko się nie zapełniła. Mówię o lesbijskich propozycjach. Częściej pojawiają się inicjatywy ogólnie tęczowe, jak Fluido skierowane do osób queer. Organizowana jest przez New aliens agency, która stara się tworzyć alternatywę dla mainstreamowych agencji modelingowych i współpracuje z osobami niebinarnymi i transowymi.
MR: Jaka jest największa impreza LGBTQ+?
FB: Od mniej więcej dwóch lat istnieje impreza organizowana przez aktywistów i aktywistki praskiej Parady. Bardzo długo szefował jej Czesław Walek, Zaolziak, znany gejowski aktywista. Ale ostatnio zastąpiła go dziewczyna, Hana Kulhánková, która jest bardziej zaangażowana politycznie. Obserwuję, że gdy organizację przejmują dziewczyny, stają się one bardziej intersekcjonalne. Dlatego w programie Prague Pride pojawiły się na przykład wydarzenia międzypokoleniowe. Nowa szefowa wpadła też na pomysł imprezy, który nazywa się Bóbr.
MR: Mam skojarzenie, czy słusznie? [śmiech]
FB: Jest to aluzja. [śmiech] Poszłam na tę imprezę i to jest miszmasz. Butchów tam nie widzę, za to przychodzą dziewczyny, których nie spotkałam wcześniej. Pewnie jest tak dlatego, że ma większy zasięg, organizowana jest wokół największej tęczowej organizacji. W ogóle zauważyłam, że imprezy są etykietowane. I zastanawiam się dlaczego, czy to relikt przeszłości? Kiedyś tak było i tak zostało?
MR: A Tobie te etykietki przeszkadzają?
FB: Nie przeszkadzają, nawet są fajne, pokazują specyfikę tęczowej społeczności i różnorodność, na przykład lesbijek. To też ma charakter edukacyjny. Dzięki butch można zacząć dyskusję o nieoczywistych stronach maskulinizmu. To okazja, by mówić o odcieniach lesbijskiej tożsamości, czyli o gwiazdce.
MR: Jakich określeń używa się wobec kobiet nieheteronormatywnych w Czechach?
FB: W Czechach najczęściej dwa: lesba, powszechnie używane, ale traktowane też przez niektórych jako obraźliwe. Prewencyjnie się go nie stosuje. Ale jest też słowo lesbiczka, to po polsku zdrobnienie jak słowo lesbijeczka, co wydaje mi się protekcjonalne i umniejszające. Zaznaczę, że to skrajne określenia, nie ma w języku czeskim słowa neutralnego, jak polska lesbijka. Jeden queer psycholog zaproponował niedawno wariant pośredni lesbicka żena, czyli lesbijska kobieta. Ostatnio byłam świadkinią na czeskim necie dyskusji między lesbijkami na temat tych słów. Zasmuciła mnie ta debata. Zabrzmiały tam głosy, które proponowały zastąpić czeskie słowa angielskim terminem gay. Zastanawiam się, dlaczego dziewczyny nie chcą kultywować lokalności nazewnictwa? Dlaczego nie odzyskiwać słów? To jest emancypacyjne. Ciężko mi było zgodzić się ze stwierdzeniem, że gay jest lepsze, bo zaciera różnice płciowe. Dlaczego mamy je zacierać? To przyjmowanie cis gejowskiej narracji.
AM: Przeraża mnie ta unifikacja.
MR: A Ty jak się określasz?
FB: Gdy miałam siedemnaście lat, nazywałam się lesbijką, ale po lekturze tekstów, zwłaszcza na stronach zachodnich promujących płynne tożsamości, zaczęłam się zastanawiać. I ostatnio przyszło mi z pomocą Sistrum. Uratowała mnie wasza lesbijka z gwiazdką. Z tym się utożsamiam i tego mi brakuje w Czechach. Gdy podczas wydarzeń naszego nieformalnego kolektywu zaczynamy mówić o gwiazdce, to czuję opór. Dziewczyny są sceptyczne.
AM: Usłyszałam słowo kolektyw, czyli znowu wątek aktywistyczny, odsłona czeska. [śmiech]
FB: Kolektyw od imprezowania. [śmiech] Robiłam research o dziedzictwie queer ruchu i z niego wypłynęło zaangażowanie, które w Polsce się tliło.
AM: Na co trafiłaś w tym researchu?
FB: Nie ma zbyt dużo organizacji, ale trzeba pamiętać, że Czechy są w innej sytuacji. Mamy od 2006 roku związki partnerskie, a od roku 2019 leży w Parlamencie ustawa o małżeństwach jednopłciowych. Nawet z Prague Pride wyłoniła się organizacja Jsme fer (Jesteśmy fair), która zajmuje się tylko tą sprawą, lobbowaniem wśród polityków i społeczności hetero. Zlecają na przykład badania opinii publicznej, z których wynika, że 65 procent Czeszek i Czechów jest za wprowadzeniem ślubów jednopłciowych.
AM: A są w Czechach organizacje, które skupiają się na jednej literze akronimu LGBTQ+?
FB: Na pewno nie ma w Czechach lesbijskiej organizacji. Ale jest organizacja Trans*parent, która zajmuje się prawami i tożsamością osób trans i niebinarnych.
AM: Poza Pragą też coś się dzieje?
FB: Odbywają się marsze w Ostrawie, Pilznie, jest inicjatywa w Ołomuńcu. Bardzo mnie cieszy, że powstały, choć jest ich za mało. Patrzę z zazdrością, jak w Polsce mnożą się marsze poza Warszawą.
MR: Te marsze mają szczególne znaczenie i wagę.
FB: To prawda, w tych mniejszych miastach jest inaczej. Co ciekawe, pierwszy marsz, jeszcze w latach 90., nie przeszedł przez Pragę, a przez Brno. W Ostrawie robią go zaangażowani ludzie, tworzący inicjatywę oddolną, która nie jest tworem zawodowych aktywistów. Nie ma sponsorów i blichtru, w zamian jest atmosfera sprzeciwu, demonstracji. Jest świadomość, że choć mamy związki partnerskie, to jest jeszcze wiele do zrobienia. Jest o co walczyć. Tu się nie wytrąca politycznego charakteru.
AM: To mnie bardzo interesuje. Ty działasz właśnie w takich inicjatywach w Pradze?
FB: Angażowałam się lub uczestniczyłam w działaniach dwóch organizacji i są one szczególnie bliskie memu sercu. Zacznę od Alt*Pride, alternatywy wobec głównej Parady. Bardzo mnie cieszy, że taka inicjatywa istnieje. Widać bardzo wyraźnie, że Prague Pride bardzo się komercjalizuje, wciela neoliberalny model manifestowania tożsamości. Ich celem jest zrobić masową imprezę, pozyskać sponsorów, pokazać, że osoby tęczowe są normalne. Ten koncept wpisuje się w asymilacyjny dyskurs. Mogę to jakoś zrozumieć, ale dla mnie miarka się przebrała, gdy na Paradzie platformę miał Exxon Mobil, Amazon, IBM – korporacje, które nie mają nic wspólnego z myśleniem proekologicznym, protęczowym, propracowniczym. Jednym z działań Alt*Pride’u było zablokowanie, w geście protestu, platformy Exxon Mobil. Trwało to chwilę, ale było o tym głośno. Oczywiście wywołało to ostrą debatę w wśród osób queer.
AM: Alt*Pride dzieje się równocześnie z Prague Pride?
FB: Tak. Długo się nad tym zastanawiałyśmy, kiedy ma być, przed czy po Prague Pride. Jest w tym samym czasie! Postawiłyśmy na konfrontację.
MR: Podoba mi się! U nas nie sprawdziłoby się to, potrzebna jest wspólnota.
AM: W Polsce od jakiegoś czasu toczy się dyskusja nad obecnością dużych firm na Paradzie Równości, ale nie ma pomysłu na alternatywną paradę.
FB: Alt*Pride w Czechach jest konieczny. Nie ma u nas krytycznej, antykapitalistycznej dyskusji, na przykład nad Amazonem. To nie jest temat. Podziwiam to, co robi Inicjatywa Pracownicza w Polsce. Marzy mi się, żeby na marszach były związki zawodowe.
AM: Tak z ciekawości, jak duże są te praskie parady?
FB: To są spore, jak na lokalny kontekst, manifestacje. Przychodzi około 40 tysięcy osób.
AM: Mówiłaś o jeszcze innej inicjatywie…
FB: Tak, to bardzo luźna, nieformalna grupa znajomych lesbijek o wyraźnych feministycznych poglądach. Nazywają się FAQ i akcentują niezgodę na heteronormę, przeciwstawiają się patriarchatowi i asymilacji. Otwierają tematy, których inne_i nie otwierają, jak na przykład niemonogamiczność, BDSM. Organizują feministyczno-queerowy obóz, a na 8 marca akcje artystyczne z politycznym przesłaniem. Nie działam w tej grupie, ale szczerze kibicuję.
AM: Nie ukrywasz jakiegoś kolektywu? [śmiech]
FB: Jest nasz mały kolektyw, który tworzę z koleżanką, poznaną na Alt*Pride. Chowamy się pod nazwą Namesti Kviru (Kłirowy plac), ale jesteśmy lesbijkami*. Naszą intencją jest otwierać tematy feministyczne wśród lesbijek, a to nie jest łatwe zadanie. Trzeba to robić między słowami. Ale główna myśl, jaka nam przyświeca, to tworzenie wspólnoty. Zaczęłyśmy od imprezy w Dzień Widoczności Lesbijek w 2019 roku. Pokazałyśmy wtedy między innymi sistrumowy film-performans z kijowskiego EL*C. Zorganizowałyśmy spotkanie w knajpie ROH, ktora choć nie pokazuje tego na zewnątrz, jest jedną z bardziej lesbijskich i transowych w Pradze. Przyszło dużo dziewczyn, około pięćdziesięciu. Zrobiłyśmy quiz z wiedzy o herstorii czeskich lesbijek, dzięki któremu świetnie się bawiłyśmy i zdobyłyśmy trochę wiedzy. Sama przygotowując się do tego wydarzenia nieźle się wyedukowałam. Odkryłam bogactwo i różnorodność lesbijskiego dziedzictwa, nie tylko czeskiego.
AM: To zmienia perspektywę. Dlatego gromadzimy polską, tęczową kulturę w projekcie A Kultura LGBTQ+ nie poczeka!, a planujemy lesbijskie archiwum internetowe. Tylko to bardzo dużo pracy.
FB: Właśnie po tym quizie zafascynowała mnie idea archiwizowania. Parę lat temu powstała inicjatywa SPQP (Stowarzyszenie Queer Pamięci), która archiwizuje wszystko, co tęczowego zdarzyło się w Czechach. Od początku dominowała gejowska narracja, ale ostatnio – dzięki nieheteroseksualnej historyczce Annie Hajkovej – pojawiły się lesbijskie tematy. W ramach tego projektu publikowane są też wywiady z osobami starszymi, które opowiadają o tęczowej przeszłości. Brakuje mi międzypokoleniowej wymiany, a byłoby od kogo i z czego czerpać. Dowiedziałam się na przykład, że w latach 90. powstała lesbijska Lambda w Czechach, która oddzieliła się od tęczowej Lambdy i patrzyła na społeczność z feministycznej perspektywy. Mówiły dokładnie to samo, co wy w Manifeście Lesbijskiej Inspiry. Tworzyły też zin Promluv (Przemów), widziałam kilka numerów, był wywrotowy i radykalny. W działalności Namesti Kviru chcemy nawiązywać do tego dziedzictwa. Pokazywać naszą specyfikę i doświadczenia, których inne grupy społeczne nie mają.
MR: Robicie wydarzenia systematycznie?
FB: Staramy się, ale jest nas mało, nie możemy sobie pozwolić na systematyczność, choć to może sprawa priorytetów. Ciągle jestem w szpagacie, w który projekt, w jakiej organizacji się zaangażować. Poza tym nie mamy żadnego grantu, choć też zastanawiamy się, czy chcemy w ogóle robić to za pieniądze. Może jednak aktywizm powinien nie być opłacany?
AM: Aktywizm to wymagająca praca, czy naprawdę mamy to robić za darmo? Zrobiłyśmy kiedyś na ten temat ankietę, jako Sistrum, warto posłuchać, co myślą o tym polskie działaczki.
FB: Staramy się na razie robić wydarzenia systematycznie. Zrobiłyśmy wspólne oglądanie L.Word. Oglądamy i rozmawiamy, przyglądamy się serialowi krytycznie. Na pierwszej projekcji było dużo osób, potem coraz mniej. Ale wytworzyła się stała grupa dziewczyn, jesteśmy w kontakcie i staramy się dołączyć je do organizacji.
AM: Mamy podobne doświadczenia.
FB: Najważniejsze, że dzięki temu udało się nawiązać kontakt z innymi organizacjami i kolektywami, bo to jest w Czechach trudne. Jak nie masz osobistej relacji z osobą działającą w jakiejś organizacji, to kontakt jest niemożliwy. Przy organizacji Manify napisałam mnóstwo maili z wezwaniem do współpracy i zero reakcji. W Czechach trudno o interdyscyplinarność. Nawet w środowisku kobiecym jest na przykład podział na feminizm akademicki i działaczki. Naukowczynie nie wychodzą na ulicę, a feministyczne organizacje są heteronormatywne.
AM: U nas na szczęście to się miesza. Z czego wynika ten podział Twoim zdaniem?
FB: Nie wiem. Wszyscy zamykają się w swoich dyscyplinach. Chyba nie widzą potrzeby wspólnego działania.
MR: Nie jesteście przyciśnięte_ci sytuacją jak teraz organizacje w Polsce.
AM: A jest w Czechach potrzeba tęczowej kultury?
FB: Nie ma specjalnie tęczowej sztuki. Jest poezja, ale niewiele, jakiś czas temu wydany został zbiór poezji queerowej. Wśród lesbijskich poetek starszego pokolenia znana jest Svatava Antoszowa. Ona też jest autorką powieści Nigdy nie lizałam nordyckiej blondyny (Nordickou blondýnu jsem nikdy nelízala). Lubię ją, bo oprócz wątku lesbijskiego, jest w niej buntowniczość i ostre, czasem pornograficzne fragmenty. I to chyba tyle, co mogę powiedzieć o literaturze.
MR: W innych dziedzinach możesz coś wskazać?
FB: Znana – nie wiem czy nie tylko w tęczowym środowisku – jest fotografka Libuše Jarcovjaková, która w latach 70. i 80. chodziła do tajnego, gejowsko-lesbijskiego klubu T-Club i robiła tam zdjęcia. Ale dopiero w 2019 roku powstała wystawa.
MR: Annie Leibovitz też fotograficznie dokumentowała klubowe życie tęczowej społeczności. To dowód na to, że marginalny temat, który może wydawać się nieciekawy albo zgrany w konkretnym momencie, po jakimś czasie może okazać się fascynujący jako materiał herstoryczny, zapis rzeczywistości.
AM: A kino? Jest oczywiście moja ulubiona Vera Chytilova, która wykorzystuje kontinuum lesbijskie. I polsko-czeski film Ja, Olga Hepnarova.
FB: Herstoria Olgi Hepnarowej mnie fascynowała, film mi się nawet podobał. Ale przyznam, że byłam zaskoczona, że Petr Kazda i Tomáš Weinreb tak jednoznacznie pokazali Olgę jako lesbijkę. W książce Romana Cílka Ja,Olga Hepnarová, autor przeprowadza rozmowę z przyjacielem Hepnarowej i Olga jest pokazana jako osoba poszukująca swojej tożsamości, być może biseksualna. O Oldze po raz pierwszy przeczytałam w Dużym formacie i chyba już wtedy byłam w Czechach. Sporo o niej czytam i oglądam. Widziałam na YouTubie wywiady z jej sublokatorkami. Pamiętam też anegdotę o temperamencie Hepnarowej. Gdy zakochała się w sublokatorce i została odcięta od towarzystwa, zrobiła dziką akcję. Wdrapała się na drugie piętro, weszła na parapet i waliła w okno. Moją uwagę zwróciła też historia swobodziaka, hotelu przeznaczonego dla singli, w którym mieszkała Olga. Chodziłam tam czasem, bo mieszkam jakieś 10 minut od tego hotelu. Nie ma już teraz śladów tamtego klimatu, wokół wyrosły nowoczesne drapacze chmur. Choć jeszcze trzy lata temu stał niedaleko Trabant – pozostałość tamtych czasów.
AM: Też fascynuje mnie Olga jako zjawisko. Jest niewygodna dla zwolenników asymilacji, to przecież morderczyni. Zaburza miły tęczowy wizerunek. LINK.
FB: Zgadzam się.
AM: Jednak kontrowersyjna opowieść o Hepnarovej to chyba nie cała czeska, lesbijska kinematografia?
FB: Jest jeszcze Pusinky (2007), po polsku Buziaczki, w reżyserii Karin Babinskiej. To był chyba pierwszy w tym kraju film opowiadający otwarcie o lesbijskiej miłości. Niczego wcześniej nie znalazłam
AM: Naprawdę?
FB: Tak, w Polsce jest więcej takich filmów. Ja szczególnie pamiętam Nadzór (1983). I lesbijską scenę seksu w filmie Przesłuchanie Ryszarda Bugajskiego. Musiałam mieć wypieki na twarzy, kiedy oglądaliśmy ten film w ogólniaku na lekcji historii. [śmiech] W mainstreamie nie ma, ale powstają produkcje offowe, na przykład krótkometrażówki. Nawet ostatnio moja znajoma, Kateřina Turečková, zrobiła krótkometrażówkę Strip. To jest zapis intymnej rozmowy między nią, a jej dziewczyną, która pracuje jako stiptizerka.
MR: Wspominałyśmy już dwa razy EL*C w Kijowie, które nas połączyło. Co stamtąd przywiozłaś?
FB: O tym, że EL*C odbędzie się w Kijowie dowiedziałam się przez Sistrum. Udział w Konferencji bardzo dużo mi uświadomił. Pojechałam tam z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że bardzo interesuje mnie ten kraj, mam tam znajomych. Po drugie chciałam zobaczyć, kto będzie i co się zdarzy. Tak sobie myślę, że tym udziałem chciałam przytulić moją lesbijską tożsamość.
AM: Przytuliłaś?
FB: Tak, wiele się wtedy zdarzyło. Zaskoczyła mnie przede wszystkim liczba uczestniczek. Czechy – jak mówiłam – to mały kraj i jestem przyzwyczajona do niewielkich spotkań lesbijek, no może na imprezach jest więcej dziewczyn, ale ciągle widzę te same twarze. A tu tyle kobiet nieheteronormatywnych i żadnej nie znałam. Podobało mi się, że dziewczyny reprezentowały różne kultury, że można było posłuchać osobistych herstorii z wielu części świata, na przykład z Azji Środkowej – z Kirgistanu. To otworzyło mi oczy. W Czechach zawężenie, a tu tematyczna różnorodność. Organizatorki i uczestniczki nie uciekały od nieoczywistych wątków: poliamorii, niemonogamiczości, niebinarności. Wszystko było polityczne. Ciekawe również było posłuchać, jak te osoby postrzegają lesbijskość i gwiazdkę, jak to same konstruują i jak wyjaśniają. Cieszyło mnie, że rozmawiamy ze sobą i jest moc.
MR: Moc była na imprezie w heteroklubie. [śmiech]
FB: Tak. Klub z rurą do tańca. Nagle ta przestrzeń została zlesbijszczona. Podobał mi się ten akt subwersywny. Nie zapomnę tego przeżycia i opowiadam o nim przy każdej okazji z ogromną przyjemnością. Dzięki temu wszystkiemu wróciłam naładowana.
AM: Coś Cię zaniepokoiło?
FB: Znany mi podział. Zobaczyłam wśród organizatorek dwie grupy. Jedna radykalna i oddolna, której w Czechach nie ma, druga asymilująca i mainstreamowa. Bardziej jednak było widać tę drugą. Zobacz, że podczas onlinowego spotkania z okazji Dnia Widoczności Lesbijek, gościniami były przede wszystkim lobbystki i polityczki. Wiem, że te dwie drogi upominania się o swoje prawa są potrzebne, ale potrzebuję więcej tej radykalnej.
MR: Jak jest z wyautowanymi polityczkami w Czechach?
FB: Jest jedna polityczka Karla Šlechtová, która niby się wyautowała. Ale jakoś tak nie do końca. Powiedziała na mainstreamowej imprezie tęczowej, że jest częścią tej społeczności. Ale co to znaczy: czy jest lesbijką, czy biseksualistką czy queer?
MR: Kim jest jako polityczka?
FB: Daleko zaszła w polityce. Była ministrą Rozwoju Regionalnego, potem ministrą Obrony. Miała bardzo interesujący PR. Namiętnie wrzucała na Instagram fotki swojego pudla o groźnym imieniu Rambohafík i komentowała je milionami tagów. Krytykę i ironiczne komentarze dostała za słynną fotkę psa z wieńcem na grobie Nieznanego Żołnierza w rocznicę zakończenia II Wojny Światowej. Fotkę podpisała słowami: Dumna ze swojego kraju, kocham swojego psa. Ewidentnie należy do tych lesbijek, które preferują bardziej psy niż koty. [śmiech] Obecnie zasiada w Parlamencie, lobbuje za małżeństwami jednopłciowymi. Ale szczerze mówiąc jej nie kibicuję, bardzo mnie rozczarowała przy okazji ustawy dotyczącej mieszkań dla osób najuboższych. Nie wstawiła się za nią jednoznacznie. Kluczyła używając neoliberalnej gadki, że jak ktoś, kto nie pracuje, ma dostać mieszkanie, podczas gdy inni pracują na kredyty mieszkaniowe etc. Postawiła na różnice klas.
AM: To nie najlepsza puenta, ale pokazuje, w jakim świecie żyjemy.
MR: Dziękujemy za rozmowę. Już kiedyś rozmawiałyśmy w radiu o Czechach z Anną Śliwą. Ale nie aktywistycznie i lewicowo, za co jesteśmy Ci wdzięczne. Zatem do zobaczenia w Pradze!
—————————–
Frídka Belinfantová (ur. 1988) – ultraska kobiecego futbolu (ulubione drużyny AKS Zły, FK Dukla Praha), pasjonatka odkrywania wywrotowego dziedzictwa queerstorii (w szczególności lesstorii). Życiowe motto: cała władza w ręce wyobraźni oraz ACAB – All clits are beautiful. Działa w organizacjach pozarządowych oraz w kilku oddolnych, feministycznych i queerowych kolektywach.
Damski Tandem Twórczy
Działa od 2009, stworzył cykle: literacki Żywe radio, performatywny Maryjan i Krystina, filmowy Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną / czytanie dramatu Portret lesbijek we wnętrzu / spektakle: Orlando. Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele wiele Kobiet, Drag King Show Retroseksualni / dokument L.Poetki / O’LESS Festiwal (2012-2014) / cykl debat i audycji Kobieta Nieheteronormatywna / projekt archiwistyczny A kultura LGBTQ+ nie poczeka / stowarzyszenie SISTRUM. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*
Agnieszka Małgowska – lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / scenarzystka
Monika Rak – lesbijka / feministka / artaktywistka / aktorka / dramatopisarka / filmowczyni / graficzka.
——————
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka.
1. Manifest. Instant.
2. Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3. Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej
1. Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2. Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3. Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4. Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5. Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6. Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7. Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8. Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdą Próchniak
9. Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11. Dziewczyna i dziewczyna – normala rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12. Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13. Co Ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14. Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15. Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16. Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17. Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmowa z Klaudią Lewandowską
18. Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19. Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21. Tożsamość jest zawsze polityczna. Rozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1. Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
.
IV. Męskoosobowo
1. Polityczne znaczy wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim
V. EL*C. Wieden 2017
1. Magdalena Wielgołaska. Odzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4. Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5. Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
.
VI. EL*C. Kijów 2019.
1. Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni.
BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej
Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!
Artykuł LESBIJSKA INSPIRA I Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová pochodzi z serwisu Fundacja Feminoteka.