Monika Rak: Jesteś z Lublina. Nie znam zbyt wielu dziewczyn nieheteroseksualnych, które żyją poza wielkimi miastami. Te, które znam, porzuciły swoje rodzinne strony i przyjechały do Warszawy. Stolica osobom daje homoseksualnym większą wolność. Interesuje mnie, jak żyje się lesbijce w Lublinie, kiedyś i dzisiaj.
Małgorzata Szatkowska: Od liceum wiem, że jestem lesbijką, czyli od lat 80. żyję ze świadomością kim jestem. I powiem Ci, że czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Większość moich znajomych to osoby hetero. Dopiero jakieś osiem lat temu poznałam parę lesbijek, młodszych ode mnie. To wszystko. W Lublinie lesbijki gdzieś się pochowały.
MR: Jak się z tym czujesz?
MSz: Czuję samotność. Mam przyjaciół, mam rodzinę, jestem ukochaną ciocią, ale brakuje mi lesbijskiego środowiska. Chciałabym czasem wyjść gdzieś i pogadać o naszych lesbijskich, zwykłych sprawach, a nie mam z kim.
MR: A co dla Ciebie znaczy lesbijskie środowisko? W ogłoszeniach, przykładowo na Kobiety Kobietom, czytam: poznam panią spoza środowiska. Ta niechęć może być wynikiem skojarzenia środowiska z aktywistkami z NGOsów lub z ciasnym kręgiem towarzyskim, w którym wszyscy się znają, rodzą się zależności, miłości, konflikty… Powiedz, jak Ty rozumiesz samo pojęcie?
MSz: Nigdy się specjalnie nie zastanawiałam nad znaczeniem tego słowa. Dla mnie środowisko to po prostu grupa lesbijek, które się znają, spotykają, spędzają ze sobą czas. Taka bezpieczna grupa kobiet. Dlatego nigdy nie myślałam o tym negatywnie. Choć jak się cofnę pamięcią, to kiedyś usłyszałam, jak dziewczyny mówiły źle o środowisku. Kilka lat temu, podczas otwarcia jakiegoś klubu w Lublinie, usłyszałam, że chodzą tam potaranione dziewczyny ze środowiska.
MR: Potaranione? Co to znaczy?
MSz: Szczerze mówiąc nie bardzo rozumiem dlaczego, ale u nas tak mówi się o ludziach odstających od normy – cokolwiek nazywamy normą, wystarczy, że modny jest kolor czarny a ja nałożę żółty i już jest potaranione. Nie lubię nastawiać się negatywnie do ludzi. Z automatu stałam się obserwatorem opisanej sytuacji. Wtedy chyba odczułam też różnicę lat między mną a resztą towarzystwa. Średnia wieku 16-20. Faktycznie wyglądało to jak jedna wielka speluna, a młode dziewczyny patrzyły na nas jak na natrętów. Poza tym wszyscy ściśnięci na jakimś niewielkim kawałku przestrzeni. Chmura dymu, muzyka taka, że oddechu nie słychać. Wytrzymałam chyba z dziesięć minut i zaraz z moją partnerką uciekłyśmy. Ale przy okazji poznałyśmy parę dziewczyn, o której wspomniałam wcześniej.
MR: Właśnie, knajpa. To raczej pytanie retoryczne, ale zapytam: czy są jakieś knajpy branżowe w Lublinie?
MSz: Kiedyś była knajpa dla gejów, dawno temu. Teraz nie wiem, nie jestem imprezowiczką, więc może dlatego nic do mnie nie dociera. Ale chyba nie ma. To się nie zmienia.
MR: A w ogóle widzisz jakieś zmiany? Jaka jest różnica między tym, co działo się w Lublinie w latach 90. i co dzieje się teraz?
MSz: Widzę zmiany, ale niewielkie. Na przykład na tegorocznej Manifie dostrzegam, że zaczynają się ujawniać młode lesbijki, w nich widzę odwagę. Ale znowu jestem oddzielnie, czuje się jedyną starszą lesbijką. To moje odizolowanie się powtarza. Może gdybym zaczęła szukać intensywniej, może coś by się zmieniło, ale nie wiem nawet, jak się do tego zabrać. Trudno żebym chodziła z banerem: Szukam lesbijek 50+.
MR: A może byłby to fajny prowakacyjny performens? I skuteczny. [śmiech]
MSz: To nie dla mnie. Myślę, że tym młodym lesbijkom zaangażowanym społecznie jest łatwiej, działają w grupie. Mogą razem się pokazać, wyjść na ulice. Ale w sumie mam wrażenie, że w Lublinie czas się zatrzymał. To zatrzymanie dotyczy – tak samo – aktywności lesbijek, jak i stosunku do osób homoseksualnych. Ludzie nie chcą słyszeć, że jestem lesbijką, choć się domyślają, wolą, żeby to zostało tajemnicą. Przykład z moją koleżanką z pracy. Znamy się 26 lat, a dopiero w zeszłym roku – jakoś bezwiednie – jasno powiedziałam, że jestem lesbijką. Właściwie żadnej reakcji. Domyślała się, nie spodziewała się tylko, że usłyszy to ode mnie. Ale nie wiem, jak byłoby z innymi, którzy wolą wiedzieć „po cichu”.
MR: Większą łatwość w przyjmowaniu tej informacji ma młode pokolenie. Ale brakuje łączności między pokoleniem oswojonym z innością a pokoleniem 50+. Byłoby fajnie wzajemnie się wspierać. To chyba jednak utopia. Od zawsze dzielimy się na grupy…
MSz: Ale to raczej zwyczajnie ludzka tendencja gromadzenia się wokół jakiś podobieństw, chociażby klucza wiekowego. Robimy to odruchowo. W sumie rzadko umiemy wyjść poza ten schemat. Ja, jako zwierzę towarzyskie, umiem to pokonać, w relacjach z osobami hetero to robię, ale nie z lesbijkami, bo ich – jak mówiłam – nie spotykam. Z małym wyjątkiem. Moja pierwsza partnerka była o 15 lat starsza, na początku naszej relacji dobiegała pięćdziesiątki.
MR: W lesbijskim ekosystemie, w którym żyję, te różnice wieku nie mają znaczenia. Naprawdę jest różnorodnie. Spotykam dziewczyny od nastolatek po kobiety 60+, choć tych ostatnich jest niewiele. Te wiekowe różnice w owianym złą sławą środowisku nie stanowią problemu. Ale z tego co obserwuję, to rzeczywiście lesbijki gromadzą się według różnych kluczy: wiek, dzieci, status ekonomiczny i zamykają w wąskich grupach. Wciąż najchętniej ukrywamy się dwójkami w domach. Różnice na chwilę znikają na imprezach kobiecych.
MSz: Też tak to widzę. Z moją ostatnią partnerką wolałyśmy spędzać czas razem, bywało, że wychodziłyśmy do naszych hetero znajomych, akceptujących nas jako parę, a poza tym gdzie miałyśmy chodzić? Nie było miejsca, nie było znajomych lesbijek. Nic dziwnego, że w domu było najlepiej. W sumie to chyba same się odcinałyśmy. Nie wiem, czy to odcięcie nie wynika z lęku przed rozpadem związku, bo każda może spotkać inną osobę.
MR: Uważasz, że w mniejszych miejscowościach, w których tak trudno jest kogoś spotkać, lepiej nie narażać związku na pokusy?
MSz: Tak właśnie podejrzewam. Ale to ukrywanie się po domach jest wykorzystywane przeciwko nam: utrwala przekonanie o izolacji lesbijek, a z czasem jest to nam narzucane. Mam nawet wrażenie, że to pretekst, by ukryć fakt, że jesteśmy nudne.[śmiech]. To trzeba zasłonić. Nasze zamiłowanie do zwykłego życia i zwykłej kultury skazuje nas na niewidzialność.
MR: Kwadratura koła. Co powinno się zdarzyć, żeby to zmienić? Jeśli to w ogóle da się zmienić. Myślisz, że musimy wchodzić w układy z innymi literami akronimu LGBTQ+, by szukać sojuszników?
MSZ: Zawsze mówiono, że w „kupie siła”. Dlatego bądźmy częścią LGBTQ+, ale niech to L będzie faktycznie na pierwszym miejscu. Powinnyśmy zostać razem, tylko nie pozwólmy się spychać na najdalszy plan. Trzeba też komunikować się ze światem hetero. Chciałabym mieć łatwy dostęp do lesbijskiego świata, ale tak nasiąkłam hetero światem, że nie umiałabym żyć poza nim. Faceci to moi świetni kumple, na których mogę liczyć. A lesbijski świat potrzebny jest mi towarzysko, kiedy czuję się samotna.
MR: A myślisz, że takie manifesty, jak manifest Lesbijskiej Inspiry, mogą coś zmienić w widoczności lesbijek?
MSz: Szczerze mówiąc, wszystkie manifesty, które dotyczą kobiet, wywołują nienawiść. Polska jest bardzo nietolerancyjnym krajem, w sprawie kobiet jest wiele do zrobienia, nie mówiąc już o lesbijkach. Dlatego uważam, że najpierw trzeba zacząć od kultury, od wewnętrznych przekazów, delikatnie.
MR: A jednak dzięki manifestowi Lesbijskiej Inspiry przeprowadzamy teraz tę rozmowę. Odezwałaś się do nas. Dlaczego?
MSz: Pomyślałam, że skoro ktoś tak jawnie mówi o sprawach lesbijskich, to ja też mogę to zrobić. Niektóre z nas potrzebują zachęty, inspiracji właśnie, by walczyć o swoje prawa. Ja na pewno tego potrzebuję. Za sprawą manifestu każda z nas może wykrzyczeć, co ją boli. A gdy jesteś w grupie – jak już mówiłam – masz większą moc. Nie możemy żyć, jako lesbijki, ciągle na marginesie. Nie możemy się chować, udawać, że jest inaczej niż jest. Tak zwanych „normalnych” to drażni, nie lubią odmienności. Często spotykam się z reakcją: po co o tym mówić?, po co podkreślać inność? Wiedzą, że gdzieś tam jesteśmy, ale nasze problemy to nasza sprawa i lepiej tego nie pokazywać.
MR: Bardzo dobrze to się sprawdza. Zostało uwewnętrznione przez lesbijki, nawet nie widzą tego, co jest. Gdy jakiś czas temu rozmawiałyśmy, sama stwierdziłaś, że w kulturze lesbijskiej kompletnie nic się nie dzieje. A czy wiesz na przykład, że to właśnie w Lublinie miało miejsce bezprecedensowe lesbijskie wydarzenie w ramach Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Konfrontacje 2015? Wtedy do Polski przyjechała słynna amerykańska grupa Split Britches.To naprawdę było coś. Pisałyśmy o tym jako Tandem w Teatraliach.
MSz: Nie wiem o tym. A po tej rozmowie, w której ze mną polemizowałaś, podkreślając, że kultura jest, tylko informacje są mało rozpowszechnione, zaczęłam uważniej przeszukiwać internet i znalazłam sporo lesbijskich propozycji. Uświadomiłam sobie, że to ja utknęłam w przekonaniu, że nic się nie dzieje. Cieszy mnie, że jest inaczej. Oczywiście to co widzę, to wciąż za mało.
MR: A czego Ci najbardziej brakuje?
MSz: Dla mnie za mało jest lesbijskiej literatury. Ale ostatnio została wydana pierwsza część Trylogii różanej „Na jej rozkazy”. Tu pozdrawiam autorki Angi i An [przyp. A.M. Chaudière, Angelina Caligo] – cudowne dziewczyny. Myślę, że powoli mamy szansę przebicia się i wejścia na rynek, i może to uświadomi ludziom, że jesteśmy i będziemy, czy tego chcą czy nie. Chciałabym też, by nieheteroseksualne kobiety 40+ i 50+ bardziej się ujawniały. Szukam rówieśniczek. Realnych koleżanek. Relacje za pośrednictwem ogłoszeń w internecie u mnie się nie sprawdziły. Ale kiedy to się stanie? Kiedy Lublin do tego dojrzeje?
MR: Wracamy do punktu wyjścia naszej rozmowy.
MSz: Niestety. Trudno tu się żyje. Ale to jest moje miasto, moja rodzina, żyje tu od trzech pokoleń. Nie chcę wyjeżdżać, ale denerwuje mnie, że to ciemnogród, że tu wszystko idzie wolniej, wolniej do ludzi docierają postępowe poglądy. A przecież Lublin to miasto uniwersyteckie.
MR: Przypomnijmy, że mieści się tu nie tylko KUL (Katolicki Uniwersytet Lubelski im. Jana Pawła II), który stoi na straży tradycyjnych wartości, ale także Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej, któremu patronuje postępowa w swoich czasach naukowczyni.
MSz: Niestety edukacja uniwersytecka nie wpływa na świadomość, stwierdzam to po latach pracy na uczelni. Teraz, z powodów politycznych, jest jeszcze gorzej. Trzeba upominać się o oczywiste sprawy, dlatego ostatnio uciekam w pracę.
MR: Nie tylko uciekłaś w pracę, uciekłaś też od katolicyzmu. Przeszłaś na judaizm. Powiedz, czy u Ciebie ta zmiana wyznania wynika z odrzucenia katolickich wartości czy też ma coś wspólnego z Twoją orientacją seksualną?
MSz: Nie ma związku. Od zawsze czułam, że nie pasuję do katolicyzmu. Miałam ciągle na pieńku z księżmi. Dokonałam zmiany, ale prawdę powiedziawszy, mam problem z wiarą, za dużo w życiu przeszłam, żeby w pełni uwierzyć. A wybrałam judaizm, bo bardziej odpowiadają mi wytyczne tej religii. Jak pewnie wiesz – to wyznanie również nie jest przychylne homoseksualizmowi – choć mimo wszystko Żydzi są bardziej tolerancyjni. W Izraelu dozwolone są przecież związki partnerskie. A poza tym bardziej podoba mi się żydowskie podejście do życia. Jest rozsądne i pozytywne, co przejawia się, między innymi, w religii. Musiałam się odciąć od katolickiej mentalności, zwłaszcza teraz, gdy katolicy przejmują państwo.
MR: Nie kończymy zbyt optymistycznie, ale – jak mówiłaś – nie udawajmy, że jest lepiej niż jest. Mam nadzieję, że niedługo spotkamy się na wydarzeniu lesbijskim w Lublinie. Bardzo dziękuję za rozmowę.
———————————
Małgorzata Szatkowska (ur. 1968) urodziła się i mieszka w Lublinie, mentalnie ma 25 lat i wie, że to się nie zmieni. Pracuje na Politechnice Lubelskiej, w tym roku ma nadzieję obronić doktorat.
Monika Rak. (2/2 Damskiego Tandemu Twórczego)
lesbijka / feministka / artaktywistka / aktorka / dramatopisarka / filmowczyni / graficzka. Współtwórczyni projektów: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat) / A kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną / Portret lesbijek we wnętrzu (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen (spektakl) Fotel w skarpetkach (spektakl), 33 Sztuka (spektakl), Czarodziejski flet (spektakl), Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (nanoopera) /L.Poetki (film dokumentalny)/ Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (stowarzyszenie).
———————————
I. Manifest.Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry,
II. Rozmowy wokół manifestu
1. Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota.
3. Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4. Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5. Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6. Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus.
7. Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk.
1. Magdalena Wielgołaska. Odzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4. Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
————————————-————
Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!