Każdą książkę można czytać na różne sposoby, z różnych perspektyw. Dla mnie „Incognito” jest historią o życiu: dojrzewaniu, poznawaniu siebie, relacjach z innymi ludźmi. Wciągnęła mnie od pierwszej strony, urzekła mieszanką odległych wspomnień przyprawionych nutką nieznanego.
Nostalgiczny zapis wspomnień – początkowo z lat 80. – miesza się ze współczesnością. Dziecięce problemy zderzone z problemami dorosłości, mieszające się ze sobą, choć droga szła prosto. Te przeskoki między przeszłością a teraźniejszością (?), w idealny sposób pokazują, że wiele mogło się zmienić, ale to wciąż ta sama osoba. Miłość do piłki jest niezmienna.
Co się więc zmieniło? Wygląd? Relacje? Imię?
„W autobusie siedziałam w spódnicy, z makijażem, w peruce. Co pomyśleliby o mnie dawni koledzy z drużyny, koledzy i koleżanki z podstawówki i gimnazjum. Co pomyślałby o mnie ojciec i co myśli mama?” s. 87.
„Zbyt długo patrzyłam na ciebie jak na kobietę, już nie dostrzegam w tobie mężczyzny. (…) To koniec, Tibi.” mówi Kinga, odchodząc. (s. 107. 108)
„Pedał, zboczony skurwysyn. Pluli nasionami dyni, krzyczeli.” (s. 95)
„Z twarzy matki zniknął uśmiech, czułem jak doznaje skurczu żołądka. Zrozumiałem, że już zwykłe istnienie Noemi jest dla ludzi bulwersujące.” (s. 87)
„Odkąd cię poznałam, inaczej postrzegam swoją własną kobiecość. (…) Czarne jak noc oczy Evi w półmroku, na nowo odkryłam w sobie kobietę.”
Czym jest ta mityczna „kobiecość”? Co to znaczy być „kobietą”? Nie ma na to odpowiedzi, bo być nie może. Noemi tylko obserwuje.
„Duże ścienne lustro. Różowy kardigan, ze srebrnymi perełkami, z kapturem. Do Evelin pasuje różowy i kolczyk w nosie. Pasuje rzucona na podłogę torebka, komórka z kolorowym wyświetlaczem, płatki kukurydziane Corn Flakes, batonik Túró Rudi. Laca ma modny balejaż, modne przetarte dżinsy i obojętny wyraz twarzy. Laca pachnie trawą. Do Évi pasuje dom, w którym mieszka, pasuje restauracja wegetariańska, w której pracuje. Czarne kozaki, srebrny zegarek, pończochy we wzory. Wszystko pasuje, wszystko jest cool.” (s. 126)
Obserwuje każdy szczegół, dzieli się nim. I tym bardziej bezwzględnie ocenia siebie i swoje niedopasowanie. To niedopasowanie i zawieszenie. Na miasto wychodzi Noemi, ale reakcje są „facet w sukience”. Gdyby można było po prostu zasnąć, i obudzić się kobietą (czyt. ciskobietą – dop. S.). Albo gdyby można po prostu być osobą cis, w którąkolwiek stronę. Gdyby po prostu można by uniknąć tego napięcia ze zwracaniem na siebie uwagi postronnych i wtopić się w tłum.
Noemi dzieli się intymnymi myślami, uczuciami. Ubiera w piękne, proste słowa, niczym w pamiętniku, codzienność wielu osób. Czasem to są problemy z którymi borykają się osoby cispłciowe, czasem są to problemy, z którymi muszą mierzyć się osoby transpłciowe. Wybór imienia. Pierwsze wyjście en femme na ulicę. Niechęć do swojego ciała i niedopasowanie. Porównywanie się z osobami cispłciowymi. Marzenia by obudzić się już z magicznie zmienionym ciałem. Wyzwiska. Przemoc. Noemi może i mieszka na Węgrzech, ale jej problemy są bardzo uniwersalne, a przynajmniej bliskie osobom transpłciowym w Polsce.
„Incognito” czyta się jak pamiętnik znajomej, a z każdą kartką znajomość się pogłębia. Warto przeczytać. Najważniejszym, lub jedynym minusem, jest podejście tłumacza do tekstu. Jak sam pisze też w posłowiu, w węgierskim nie ma rodzajów gramatycznych, więc sam decydował kiedy użyć końcówek męskich, a kiedy – żeńskich. I o ile od biedy mogę uznać takie rozwiązanie, to konkretne wybory czasem mi zgrzytały. Aż dziwne, że po pisaniu o graniu z czytelnikiem, tłumacz nie zdecydował się na wykorzystanie rodzaju nijakiego.
Zazwyczaj nie czytam tekstów na okładce, ale tym razem dla Książkowych Klimatów minus za tekst za okładce. Widać, że się starają znormalizować, ale nie wychodzi im to do końca. Nikt w książce nie ucieka od własnej płci, ani tożsamość płciowa nikomu się nie załamuje. To tylko proces dorastania, odkrywania siebie, tak jak dziecko, któremu rodzice cały czas mówili, że ma zdolności matematyczne i powinno zostać matematykiem na uczelni, odkrywa, że jednak woli uczyć się języków obcych, a w przyszłości uczyć w szkole. Tekst na okładce mówi o tym, że ten młody człowiek nie wie jeszcze jak bardzo destrukcyjny jest świat, który prowadzi do upodrzędnienia wrażliwej jednostki, że coming out był ryzykowny. Ale w treści książki ja widzę osobę wyzwoloną, kobietę wyzwoloną. Nie jest wolna od problemów, ale kto jest? O ryzykownym coming oucie mogą pisać osoby, które nie wiedzą jak bardzo destrukcyjne może być życie wbrew sobie. Życie autorki pokazało, że warto było – i wyjść z szafy i napisać tę książkę. Czekam niecierpliwie na wydania kolejnych książek autorki.
Sambor Mika